wilfrid wilfrid
60
BLOG

Anegdota

wilfrid wilfrid Polityka Obserwuj notkę 16

Ksiądz podczas kazania opowiedział inspirująca anegdotę. O Europie idealnej i Europie – koszmarze. Ta pierwsza, idealna, to taka, w której Francuzi gotują, Anglicy są policjantami, Niemcy konstruują auta zaś Polacy tworzą ruch oporu. Koszmarna zaś, to taka, w której gotują Anglicy, Niemcy wprowadzają porządek, Polacy tłuka pojazdy a Francuzi konspirują.
 
Przestaliśmy jakiś czas temu wytwarzać coś, co z taśmy już schodziło od razu jako egzemplarze muzealne więc koszmar mamy chyba już za sobą. Jest znacznie lepiej niż wtedy, gdy było koszmarnie ale czy ideał jest możliwy? Chyba tak. I w dodatku całkiem bliski. Jednak nie dla nas chyba.
 
Idealna Europa, czemu nikt nie zaprzeczy, to taka, w której będzie wszystko funkcjonować jak należy. Francuzi wymyślą jeszcze z 300 sosów, Anglicy potrafią obronić swoją wyspiarska inność jeżdżąc nadal, odmiennie od całej reszty, po właściwej stronie drogi a Niemcy wypuszczą kolejne mioty Golfów, Mercedesów i „beemek”. Oczywiście nie będzie żadnych zagrożeń. Nikt nie będzie czyhał ani czynił zakusów. I nie będzie potrzebny… żaden ruch oporu. Nie będą potrzebni żadni Polacy.
 
Chcąc być złośliwym można tej anegdocie przydać znaczenia przewrotnego. Przypomnieć, że w takim 1942 roku Francuzi gotowali jak nikt, Anglicy ciągle i nieodmiennie mieli swoich „Boobies”, Niemcy tworzyli tak zaawansowane konstrukcje silnikowe że świat powinien przed nimi klękać a my… A my robiliśmy wszystko, by właśnie nie klękać. Kryjąc się po lasach i knując. 
 
Prawdą jest, że jakoś trudno opisać nam to, co wnosimy do obecnej wspólnoty. To znaczy potrafimy ale jakoś w postaci zdania odrębnego. Chyba za mało mamy w sobie siły albo odwagi. Siły po to, by potrafić przekonać, że nasze wiano ma swoją wartość i jest dla całej Europy naprawdę potrzebne. Odwagi, by pojąc i zaakceptować te prawdę, że to, co chcemy wnieść, nikomu potrzebne nie jest.
 
Prawda oczywista jest taka, że, bez względu na to, którą opcję z przedstawionych wyżej wybierzemy, trzeba ja forsować z cała konsekwencją. Bo może istotą owego wielkiego znaku zapytania będącego reakcją naszych partnerów gdy upominamy się o uznanie, wynika wprost z tego, że sami nasze stanowisko zdobimy mniejszymi lub większymi znakami zapytania.
 
Zawsze, gdy chcemy w jakiś sposób zaznaczyć mocniej to, że „byliśmy, jesteśmy, będziemy” robimy to w taki sposób, że w zasadzie nie wiadomo. I to nie wiadomo od samego początku. Nim przebrzmi ostatnie z tych słów już ktoś przy pierwszym stawia pytania. Ktoś tutaj. I to tak, jakby zależało mu, żeby przypadkiem gdzieś dalej nie przeoczono, że w tym miejscu trzeba zadać pytanie.
 
Rzeczywiście ustawiamy się w dość specjalnej roli. Jakby ta zacytowana na początku anegdota była prawda oczywistą albo klątwą wyjątkowo skuteczną. Sabotujemy i poddajemy dywersji już sami siebie. Chyba nikt inny nie chce się z nami wdawać w bijatyki. A tych, którzy chcą, wolimy nie tykać.
 
Pozostaliśmy wiec sami z sobą. W tym osobliwym dziele tworzenia Europy idealnej. Z Francuzami- kucharzami, Niemcami- mechanikami, Anglikami- policjantami i nami. Wiecznie walczącymi. Tacy byliśmy, jesteśmy i… będziemy?
 
wilfrid
O mnie wilfrid

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka